Życie z wagą kuchenną

Ciekawe bo całkiem nieźle znoszę ograniczenia wprowadzone przez stosowanie diety.

Znów bardziej brakuje mi smalcu niż czekolady, choć byłem przekonany że to właśnie słodyczy będzie mi brakować najbardziej.

Najciężej zachować czas spożywania posiłków, ledwie się człowiek weźmie za robotę a tu już termin karmienia przeoczony… Najgorzej wypada posiłek około 14-tej ciągle nie wiem czy już był czy ma być :(

Waga kuchenna stała się moim podstawowym narzędziem, o dziwo pamięć ciała szybko wraca. Poprzednio dopiero po kilu miesiącach byłem w stanie określić na oko ilość pieczywa, teraz już po miesiącu jestem w stanie z dużą dozą prawdopodobieństwa określić 180 gram pieczywa. Z wędliną to jakoś nie wychodzi :(

Zdziwienie moje wywołała rozbieżność w zmianie wagi ugotowanego makaronu. Makaron ma szaloną rozpiętość wchłaniania wody z 200 gram suchego produktu wychodzi od 330 do 480 gram ugotowanego.

W odróżnieniu od poprzedniego odchudzania teraz przełamałem niechęć do wynalazków i kupiłem sobie zalecone białko w proszku dla sportowców. Rewelacyjne miny mieli sprzedawcy jak pan kulka się wtoczył do sklepu dla pakerów i chciał odżywkę białkową. Choćby dla ich min warto było to zrobić.

I tu pojawiło się wyzwanie dla inwencji, bo kto trzyma w domu wagę aptekarską umożliwiającą odważenie dokładnie 26 gram? Jako stary racjonalizator produkcji, zmajstrowałem sobie wagę szalkową z wieszaka i dwóch torebek. Za pomocą kieliszka od lekarstw odmierzyłem 26 mililitrów wody w jedną torebkę, a następnie w drugą sypałem szary proszek aż się waga wypoziomowała.  Potem już było z górki żeby nie powtarzać tej karkołomnej przygody z wagą samoróbką białko przesypałem do szklaneczki nalepiłem plaster dokąd proszek sięga i mam cylinder miarowy.

Musze przyznać że taki koktajl białkowy jest nawet znośny w smaku, żeby zamiast słodzików zawierał cukier smakowałby jak przeciętne rozpuszczalne kakao.

I na koniec najważniejsze, dieta działa!

Po miesiącu ubyło trochę ponad 2 kilo wagi, ale co istotniejsze straciłem 1% tłuszczy w tym co pozostało. Miejsce tłuszczu zajęła woda co dietetyk określił krótko „jest dobrze nie mam się do czego przyczepić”  :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *